piątek, 7 grudnia 2012

Drugie zabicie psa (Marek Hłasko)


Dziś jeden z czytelników ukrywający się pod pseudonimem Dawid Motke przedstawia dzieło Marka Hłaski "Drugie zabicie psa". 
Serdecznie zapraszam do zapoznania się z recenzją.



Korzystając z takiej okazji, że zostałem zaproszony do napisania
recenzji dowolnie wybranej książki, chciałbym zaproponować Szanownemu
Czytlenikowi odkurzenie klasyki. Mowa o największym dziele naszego
największego pisarza, czyli o "Drugim zabiciu psa" Marka
Hłaski.
 I choć wielu odrobinę żenuje patos pretensjonalnego "Ósmego dnia
tygodnia" albo zniesmacza kpiarsko-mitomański samozachwyt autora w
"Pięknych dwudziestoletnich", nikt nie powinien pozostać
obojętny wobec tej skromnej, około 100-stronicowej połówki historii miłosnej.

A książka jest o tym: Najpierw jest zgon tajemniczego jegomościa. Ani
zgon, ani jegomość nie mają żadnego wpływu na dalsze losy postaci, ale
od razu jesteśmy wprowadzeni w odpowiedni nastrój i odpowiednie
spojrzenie na kolejne wydarzenia. Bo wszystko, co jest potem,
przesiąknięte jest najprawdziwszą, choć niedosłowną, zgnilizną,
która ciągnie się za naszymi bohaterami. Niczym ochydne kreatury bez
sumienia wykorzystują i niszczą najpiekniejsze byty Wszechświata:
zaufanie, nadzieję i miłość. A mimo wszystko nie możemy ich zupełnie
potępić, bo karty powieści próbują nas przekonać, jak bardzo
tragiczny dla bohaterów jest ich upadek i wewnętrzne zbutwienie, ich nieludzka
wręcz dysempatia.

Oczywiście, jest to książka o konkretnym miejscu i konkretnym czasie,
które splatają się z życiorysem autora. Świat przedstawiony, Izrael
lat 50. XX wieku, nie jest miejscem przyjaznym nikomu. Ale w tym
szaleństwie upadlania wszystkiego i pokazywania najgorszych cech
ludzkich jest zaskakująca metoda: czytelnik ma szansę przeżyć
katharsis, docenić to, co ma, a czego nie miał żaden z bohaterów.

Pozwolę sobie zacytować. Proszę wybaczyć, że w języku Szekspira i
Byrona, ale mam pod ręką jedynie angielskie tłumacznie (w wykonaniu
Tomasza Mirkowicza):

`Don't say anything more.'
`No. I'll go on talking. I'll talk until we both go mad. I'm
thinking of your belly, whether it's strong and hasn't been disfigured by
Johnny. Maybe it has light scars which I'll be able to feel with my
fingertips. I hope so. Maybe I can kiss them once you stop feeling
shy. And soon my shyness will also disappear and you, too, will be
able to kiss me. And then we'll start again, and the whole room, the
bed, everything will have your smell. Not mine, but yours. But until I
say that one importnant word, this is all.'
`I have to leave Israel,' she said.

Książka bardzo głęboko wzrusza, drażni, peszy, prowokuje do chwili
namysłu. Dobra jest. A na tylnej okładce żegna nas piękna,
dwudziestoletnia twarz Hłaski, niczym młodego Marlona Brando.




____________________________________________________

Dziękuję bardzo za recenzję i zdjęcia książki.
Mam nadzieję, że Dawid Motke jeszcze nie raz zagości w naszym dziale z recenzjami.

Przypominam: Wszyscy chętni podzielić się swoją opinią na temat jakiejś książki mogą wysyłać swoje recenzje pod adres: oceniane@interia.pl
Czekam z niecierpliwością na Wasze recenzje :)

5 komentarzy:

  1. Ja osobiście muszę przyznać, że nigdy nie czytałam tej książki a i (wstyd się przyznać) nie wiedziałam nawet, że taka książka istnieje.
    Może to dlatego, że pan Hłasko kojarzy mi się tak smutno i przygnębiająco, że omijam go póki nie będę gotowa na przyjęcie na siebie cudzego smutku?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie omijaj! Dobra książka nikogo jeszcze nie pogryzła!

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak będę pierwszą, którą dobra książka pogryzie? :D

    Oczywiście kiedyś wezmę się za tą książkę uzbrojona w ciepłą czekoladę na pocieszenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry book, recka trochę pretensjonalna, ale nie wiedziałem, że na zachodzie też czytają pana H. (i niezły cytat wybrany :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam i czekam n inne wpisy.

    OdpowiedzUsuń