czwartek, 26 lipca 2012

Na fejsie z moim synem (Janusz Leon Wiśniewski)



Mogłabym powiedzieć „Nie polecam. Dowidzenia”, ale kultura i głos pani nauczycielki w mojej głowie nakazuje mi rozwinąć myśl i uzasadnić odpowiedź. Książka jest tak bardzo napompowana tanim patosem, że aż mdli. Pseudofilozoficzne rozmyślania oparte na  biografiach poetów i pisarzy ranią mnie – wierną fankę całego dotychczasowego dorobku literackiego pana Janusza Wiśniewskiego. Tak jak matka z piekła mówi do swojego syna tak ja mówię do pana Wiśniewskiego „Panie Januszu, jestem rozczarowana…”. Rozczarowana aż przykro o tym pisać.


W dodatku bardzo uwiera mnie używanie piekła, jako miejsca, w którym Hitler hucznie obchodzi swoje urodziny – kojarzy mi się to z szalonymi nastolatkami, które twierdzą, że są „szalone, niegrzeczne i w ogóle takie krejzi”. Niestety niegrzeczność w ich wydaniu polega na ominięciu lekcji. Okrutna taniość, której ceniący się pisarz powinien się wstydzić.
Muszę przyznać się otwarcie licząc na zrozumienie, że nie podołałam. Wielogodzinna podróż, na którą wzięłam tylko tę książkę by się niczym nie rozpraszać nie pomogła. O ileż ciekawsze były widoki za oknem i mijające nas pojazdy niż najnowsze dzieło pana Janusza. Piszę najnowsze, choć przecież wcale nie takie nowe. Książka miała swoją premierę na początku lutego i od czterech miesięcy zasmuca mnie swoją obecnością między innymi książkami tegoż autora. Zasmuca, bo oczekiwałam dużo, dużo więcej. Dostałam gruby tom o niczym, którego nie jestem w stanie przeczytać.
Czujny czytelnik wcześniejszych dzieł jest w stanie wychwycić cytaty kopiowane z poprzednich dzieł, lub kopiowane i zmieniane na zasadzie „oj tam, zmienię sobie jedno słowo w cytacie, bo przecież moim czytelnicy są ignorantami i na pewno się nie zorientują”. Nie są ignorantami i nie dadzą nabrać się na takie tanie i proste sztuczki. 
Czekam na kolejną książkę, która mam nadzieję zamaże złe wrażenie po „Na fejsie z moim synem” i będę mogła określić ją innymi słowami niż : jestem rozczarowana.


______________________________________________________________
Recenzja ukaże się również w październikowym wydaniu Ibinacji, wydawanym przez Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

4 komentarze:

  1. To prawda, że nie chwyta aż tak za serce jak poprzednie powieści pana Janusza, ale przecież kto nie stoi w miejscu, ten się cofa. Dlatego chcąc niechcąc autor musi poszukiwać i próbować również w innych formatach. Nie każdy taki eksperyment jest udany, ale każdy jest krokiem do przodu. Nie skreślajmy więc jeszcze pana Wiśniewskiego, zgoda?

    Fanka

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie nie mam zamiaru skreślać pana Wiśniewskiego.
    Będę po prostu udawała, że "Na fejsie z moim synem" nie istnieje jako dorobek tego autora :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem takim średnim fanem "pana Wiśniewskiego", omawianej książki nie czytałem, ale Fanka ma dużo racji. Rozumiem, że można napisać Samotność w Sieci i tam opisywać różne raczje nieuzasadnione nieszczęśliwości i depresje bohaterów, i to jest ok. Ale jechać potem na tem samem? A moze pan Wiśniewski nadaje się jednak tylko do Samotności w Sieci i każdy krok dla niego jest krokiem do tyłu? Oby nie (ale może też, wybaczą Panie, niekoniecznie muszę się tego dowiedzieć). Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecież pan Janusz nie napisał tylko i wyłącznie "Samotności w sieci". To grzech o tym nie wiedzieć! :)

    OdpowiedzUsuń